wtorek, 18 kwietnia 2017

#20

~ Dwudziesta kartka z pamiętnika ~
Witajcie. Chyba nadszedł czas na kolejną historię. Historię pozornie szczęśliwej rodziny. Rodziny jak każda. Rodziny pełnej miłości. Ale czy na pewno?
Wika zawsze dobrze się uczyła. Była ambitna, grzeczna, zawsze starała się jak mogła. Pomagała młodszemu bratu, robiła wszystko, o co prosili ją rodzice. Miała cudownego chłopaka, dla którego zrobiłaby wszystko. Brzmi pięknie, prawda? Ale ta śliczna szarooka szatynka ma na ten temat inne zdanie. Wiecznie niedoceniania przez wszystkich. Poniżana i wykorzystywana. Co by nie robiła, zawsze jest ta zła. Ta najgorsza ze wszystkich. Ta niepotrzebna. Nie potrafi sprostać wygórowanym wymaganiom jej rodziców. Choćby nie wiem jak się starała, nigdy nie jest na tyle dobra, by byli z niej dumni. Nieidealna córka idealnych rodziców. Oni jej nie chcą. Nie potrzebują tego rozwydrzonego bachora. Wstydzą się jej. I co? Dalej uważasz, że ma takie cukierkowe życie? Przyjaciele … Ona nie ma przyjaciół. Jej znajomi są przy niej tylko wtedy, gdy czegoś chcą, gdy czegoś potrzebują. Oprócz chłopaka nie ma nikogo, komu mogłaby zaufać. Kłótnie z rodzicami o oceny i miłość doprowadzają ją do skraju wytrzymałości. Ona nie potrafi cieszyć się życiem. Rodzice wyniszczają jej psychikę i nawet o tym nie wiedzą. Albo nie chcą wiedzieć. Cała jej egzystencja sprowadza się do cierpienia. Nie ma dnia, żeby nie płakała. Nie ma nocy, którą przespałaby całą. Nie ma poranka, by nie spędzała czasu w łazience na zakrywaniu makijażem sińców pod oczami. Jednak przed ludźmi udaje, że wszystko jest dobrze, że wcale nie ma problemów. Codziennie rano przykleja na twarz ten sam fałszywy uśmiech, na który wszyscy tak łatwo dają się nabrać. Ludzie są naiwni. Nikt nie wie, z jakim trudem przychodzi jej powstrzymywanie potoku łez, który uwalnia dopiero w domu. Jednak dzisiaj skończą się jej męki. Teraz siedzi na podłodze w zamkniętym pokoju. Patrzy na swoje ręce. Ten widok jest nawet przyjemny. To srebrne błyszczące ostrze żyletki, które prześlizguje się po jej nadgarstkach rozcinając żyły. Ta krew, która powoli spływa po jej bladych dłoniach i skapuje na drewnianą podłogę z długich, zgrabnych palców. To naprawdę kojący widok. Jej twarz staje się coraz bledsza. Obraz zaczyna rozmazywać się przed jej oczami. Jej rodzice nie chcieli takiej córki. Już jej nie mają.

~ Upadły Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz